Tu oczywiście wszystko rozbija się o definicję „demokracji”. Bo można się spierać np. czy instytucje, które wymieniłem są „niedemokratyczne”. Jeden powie, że są (konstytucja jest zatwierdzona w referendum, a ustawy są uchwalane przez przedstawicieli). Inny powie, że nie (bo są wyłączone poza proces demokratyczny). W ten sposób można w sumie przeciągać tego kija raz w jedną, a raz w drugą stronę. Dyktator Pinochet został uznany w referendum, czy to już demokracja czy jeszcze nie? Hitler wygrał wybory demokratyczne na wywrotowych hasłach, które potem realizował. Obalił istniejący demokratyczny porządek prawny, ale za poparciem większości.
Pytanie więc brzmi, jak rozumieć demokrację? O „prawie stanowi większość” to dobrze brzmiąca teza, ale dosyć mglista, kiedy zejdziemy do praktyki. Wielu populistycznych krytyków banku centralnego wysuwa zasadne argumenty, że instytucja jest „niedemokratyczna”, ponieważ jest wyłączona z bieżącego procesu demokratycznego (takiego, w jaki włączony jest rząd). Bank centralny bardziej demokratyczny to byłby taki, który jest ministerstwem, bo wtedy społeczeństwo może wywierać nań większą presję. Podobnie jak opozycja. A tak prezes banku jest w zasadzie niezależny od mechanizmów typowo demokratycznych.
Podobne kontrowersje dotyczą UE. Czy jest to demokratyczna instytucja? Komisja Europejska ma władzę dosyć mocno oderwaną od mechanizmów typowych dla demokracji zachodniej (o Europejskim Banku Centralnym nie wspominając). Pan by powiedział, że to jest dalej demokracja, ponieważ kiedyś 56% ludzi postawiło krzyżyk na papierku za wejściem do UE?
↧
Autor: Mateusz Machaj
↧