Oczywiście – to kwestia definicji, istnieją jednak definicje poprawne i przydatne oraz zaciemniające obraz. W swojej wypowiedzi próbowałem przedstawić taka użyteczną definicję. Przede wszystkim mam na myśli demokracje jako ustrój a nie sposób podejmowania decyzji. Żeby definicja była użyteczna musi być ścisła, a widzę że Pan nie potrafi określić wyraźnej granicy demokracji (musiał Pan przecież jakąś definicję przyjąć, chociażby nieświadomie, pisząc swój komentarz).
U mnie definicja i granica jest dokładnie określona – demokracja to ustrój, w którym prawo powszechnie obowiązujące stanowione jest w sposób demokratyczny, w obrębie którego mogą istnieć wszelkie instytucje z tym prawem zgodne (mogą w granicach prawa podejmować własne decyzje). Kiedy demokracja przestaje być demokracją? Wtedy, gdy decyzje są podejmowane w sposób sprzeczny z demokratycznie przyjętym prawem (czyli de facto stanowią nowe prawo, niekoniecznie spisane).
Zgodnie z moją definicją póki Pinochet czy Hitler nie wychodzili ze swoimi decyzjami poza demokratycznie stanowione prawo była to demokracja. Jeśli zaczęli sami stanowić prawo – mamy władzę jednostki.
Odpowiadając na Pana ostatnie pytanie – tak, póki UE działa w granicach ustanowionego praw (które jak słusznie zauważa Tomasz Kłosiński daje możliwość odwołania wcześniejszej decyzji). Problemem jest dla wielu przyjęcie do wiadomości, że demokracja może być zła i niesprawiedliwa – co jest zresztą jednym z wątków poruszanych w artykule.
↧
Autor: kapitalny
↧